Zlatohorski Treking 2019
Zlatohorský Treking to rajd pieszy organizowany już od 42 lat. Polega na pokonaniu kilku tras pieszych od 5 km, przez nocną 25 km po koronną 50 km. Wszystkie biegną szlakami czeskiej części naszych Gór Opawskich. Start i meta tras znajduje się w Miejskiej Informacji Turystycznej w Zlátych Horach. W tym roku wziąłem udział w tej imprezie już po raz ósmy, na najdłuższej trasie 7 raz. Była to zupełnie inna edycja, a to za sprawą pogody, która po to tylu latach tym razem wyjątkowo nie dopisała… W każdej edycji w której do tej pory brałem udział było słonecznie, czasem ciepło, czasem zimno ale zawsze bez deszczu. Tym razem Zlatohorski Treking to 30 km wędrówki w ulewie, „mleko”, mnóstwo błota i bliskie obserwacje (drzewa i grzyby) zamiast pięknych widoków.
RELACJA:
Na starcie w IT stawiliśmy o godz 6. Po zapisaniu się i podbiciu karty kontrolnej w zabytkowym kasowniku z godziną 6:07 ruszamy na trasę! Początkowy odcinek pokonujemy jeszcze w ciemnościach ulicami Zlatych Hor, czerwonym szlakiem do stacji kolejowej. Lekko mży, jednak po chwili przestaje, tak pozostanie jeszcze przez kilkanaście km. Następnie zielonym szlakiem do skansenu górnictwa złota, w pobliżu Zlatorudnych Mlynów. Teraz wkraczamy na środek pastwiska, za nami w „pogoń” rusza dwóch wczorajszych pijaczków z trunkami w rękach. 😂Krowy pasące się na pastwisku bacznie się nam przyglądają, gdy się do nich zbliżamy tworzą szeregi.
Za Ondřejovicami jeszcze chwila wędrówki przez łąki z widokiem na Biskupią Kopę, dziś schowaną w chmurach, a w poprzednich latach zawsze wschodziło tu słońce. Dalej podążamy do źródeł Javornej i żółtym szlakiem trawersem Zlatego Chlumu do baru przy Čertovych kamenach. Z nowych przecinek widoki na parujące góry.
Od tego miejsca rozpoczynamy wspinaczkę na Zlatý Chlum. To najtrudniejsze podejście na trasie, ale mi idzie bardzo sprawnie. Na szczycie góry w bufecie I punkt kontrolny i dłuższa chwila odpoczynku. W ramach wpisowego uczestnicy mają do wyboru kofolę lub piwo. Ja biorę to pierwsze. Z Chlumu wybieramy czerwony szlak, którym podążamy do malowniczej wsi Rejviz. Po drodze ładny widok, jak się później okaże ostatni dzisiejszego dnia na parujące góry, w dole Jesenik i uzdrowisko położone nad miastem. Przechodzimy też przez kilka stref gęstej mgły, gdzie widoczność sięga tylko kilku metrów. Po drodze mijamy sporo muchomorów…
W Rejvizie II punkt kontrolny, kolejna, krótka przerwa. Teraz w ramach wpisowego otrzymujemy batony. Robi się ciemno i… zaczyna padać jak się okaże tak pozostanie już do końca trasy a więc jeszcze 30 km. Zarzucamy worki na siebie i pełni optymizmu, że może zaraz przestanie padać ruszamy dalej. Wybieramy żółty szlak przez Kazatelny z charakterystycznymi skałkami w kształcie ambon. Na Kazatelnym kolorki jesieni, jeszcze sporo jagód na krzakach i mnóstwo muchomorów. Docieramy do samoobsługowego III punktu kontrolnego przy Opavskiej Chacie, czyli musimy sami nabić pieczątkę na kartę kontrolną. Za nami już połowa trasy.
Od Chaty podejście asfaltową, którą płynie już strumień z zielonymi znakami, potem ścieżką na ruiny zamku Kobrštejn. Dalej bardzo stromym zejściem schodzimy na górskie łąki nad Hornim Udoli. W dole dziś tylko zamglony widok na położoną w dolinie wieś z kamiennym kościołem. Potem przez źródła Opawicy, stokiem Přičnego Vrchu do IV punktu kontrolnego w Heřmanovicach. Dla uczestników przygotowano tutaj kiełbasę i śliwowicę 😁, pali się nawet ognisko mimo ulewy i płynących wokół niego „strumieni”.
Z Heřmanovic wkraczamy na pastwiska. Widokowa zawsze wędrówka tym odcinkiem dziś należy do bardzo nieprzyjemnych bo do deszczu dołącza się też silny zimny wiatr. Dalej przez źródło Osobłogi wkraczamy w masyw Vetrnej, czeka nas tutaj kilka przeskoków przez powalone drzewa. Krajobraz tej góry w ciągu ostatnich 2 lat bardzo się zmienił, umarłe świerki wycięto. Ze szczytu schodzimy na przełęcz Petrovy Boudy z V punktem kontrolnym. Punkt właśnie się zwija, nie dostajemy już pieczątki za to organizatorzy proponują nam podwózkę na metę z której oczywiście nie korzystamy.
Jeszcze 20 min i osiągamy szczyt Biskupiej Kopy. Tu tylko szybka pieczątka i schodzimy w dół na metę. Jest bardzo ślisko, szlakiem płynie woda, ale w końcu docieramy do Zlatych Hor.
Trasę pokonujemy w czasie 12 h 20 min. Wędrówka tym razem nie była dobrym wyborem spędzenia soboty. Prognozy pokazywały duże opady, ale łudziliśmy się, że może przejdzie bokiem.. Niestety, tegoroczna edycja rajdu przejdzie do historii jako błotna masakra. 😅
Zlatohorski Treking to ostatni w roku górski rajd długodystansowy w naszych okolicach. Można było by go nazwać "zakończeniem sezonu". Jednak prawdziwy Dzikus wędruje cały rok i żadne deszcze, śniegi mu nie straszne. 😉
Piękne zdjęcia i szacuneczek za ukończenie w mokrą pogodę
OdpowiedzUsuńdzięki, pozdrawiam ;)
UsuńMożna tylko żałować że się tam nie było ....
OdpowiedzUsuń