Słońce, deszcz, plecak i Beskid Śląski dzień 1: Ochodzita i Chatka Pietraszonka
Słońce, deszcz, plecak i Beskid Śląski
Dzień 1: Zwardoń - Ochodzita - Gańczorka - Chatka studencka AKT Pietraszonka
3-4 sierpnia 2021 r.
Minął miesiąc od mojej ostatniej wędrówki z dużym plecakiem, trzeba byłoby się znów wyrwać z domu na jakieś szwendanie z szafą na plecach, tym razem na wschód. W grę wchodzi więc kierunek beskidzki, chwilę planuję, rozglądam się po mapach i przypominam sobie, że od jakiegoś czasu obiecuje sobie odwiedzić górę Ochodzita w B. Śląskim. Potem przypominam sobie, że w odznace Diadem Polskich Gór mam jeszcze Baranią Górę, na której nigdy jeszcze nie byłem. Rysuję trasę na mapie patrzę a po drodze jest i chatka studencka - „Pietraszonka”. To plan jest, wszystko powinno dograć, pociągi, wędrówka, odwiedzone miejsca i nocleg w chatce studenckiej z klimatem. Jedynie z pogodą może być gorzej bo ma być „dynamiczna”, ale tragedii chyba nie będzie. Wykonuje jeszcze telefon na chatkę, tam cisza, nie ma takiego numeru… myślę dooobra jadę w ciemno, najwyżej jak tam nie będzie dało się nocować to pójdę dalej do schroniska PTTK. Pakuję więc plecak i ruszam na podbój południowej nieznanej mi dotąd części Beskidu Śląskiego.
Beskid Śląski: pasmo położone w Beskidach Zachodnich z najwyższym szczytem Skrzyczne (1257 m), graniczy z Beskidem Morawsko-Śląskim na zachodzie, Beskidem Żywieckim na południowym wschodzie, Kotliną Żywiecką na wschodzie, Beskidem Małym na północnym wschodzie i Pogórzem Śląskim na północy. Pasmo jest bardzo zurbanizowane, sporo tu wyciągów, kolejek, tras narciarskich, dużych miejscowości i ogromnych hoteli w dolinach. Na szlakach są także tłumy turystów, szczególnie w pobliżu popularnych ośrodków. Mimo to są w tym paśmie miejsca, które warto odwiedzić i potrafią one zachwycić. Szczególnie południowa część pasma jest znacznie spokojniejsza, mniej tu zurbanizowania, mniej turystów na szlakach, a na rozległych łąkach górskich da się spotkać owce i zachwycić widokiem.
Start wycieczki to tradycyjnie godz. 4:30 i dworzec PKP w Prudniku, stąd pociąg wiezie mnie na Kędzierzyn. Dalej przesiadka na „kibel” do Gliwic, a z tego miasta sunę już bezpośrednio do Zwardonia. Pociąg w dalszym odcinku toczy się nieśpiesznie po krętej górskiej linii doliną Soły. Mijam wiele miast, miasteczek, wsi, stacyjek. Z okien ładne widoczki na góry. W końcu docieram do stacji Zwardoń granicznej i końcowej linii nr 139. Dziś to senna stacyjka, ale kiedyś leżała przy głównej linii Kolei Transwersalnej, biegnącej dolinami Karpat. Położona jest ona na wys. 686 m. tuż przy granicy ze Słowacją. Budynek w stylu „austriackim” pochodzi z 1886 r. Z dworca kursują także pociągi na Słowację.
Opuszczam pociąg, ale kręcę się jeszcze chwilę po stacji. Za chwilę wtacza się pośpieszny z Gdyni, cykam więc kilka fotek podczas manewrów (zboczenie miłośnika kolejowego 😂). Potem odwiedzam sklep i kupuję trochę jedzenia i płynów, tyle, że ciężko mi to potem zmieścić w plecaku, więc wracam na dworzec i tam przepakowuje plecak. Po drodze czytam jeszcze tablicę z historią miejscowości Ociągam się bo minęło 40 minut od przyjazdu pociągu, a ja ciągle w tym samym miejscu…😂
Trzeba w końcu ruszyć wybieram niebieski szlak, który przeprowadza mnie nad torami, mijam kilka domków, następnie przechodzę nad drogą ekspresową i dawnym przejściem granicznym. Od strony Słowacji idą coraz szybciej czarne chmury… zaraz będzie lać… I tak się dzieje, gdy opuszczam miejscowość i idę stromo pod górę spadają pierwsze krople, po chwili leje już mocniej, chowam się pod krzakami, chmura nie wygląda na dużą i zaraz powinno przejść.
I tak się dzieje, po 15 minutach już nie pada, nawet błyska słoneczko, ale w oddali idzie kolejna czarna chmura i zdaje się nie kończyć… Jednak ruszam ile przejdę to przejdę, no i uszedłem może z kilometr i deszcz puszcza się na dobre. Tym razem leje już solidnie, ubieram płaszcz, woda wlewa się do butów, szlakami płynie potok. Gdy docieram do pierwszych przysiółków Koniakowa słyszę pierwszy grzmot, o nie! Na odsłoniętą bezleśną Ochodzitą na pewno teraz nie pójdę, postanawiam, że idę dołem przez miejscowość i szukam jakiegoś przystanku żeby przeczekać. Patrzę na mapie jest, idę, okazuje się, że to tylko słupek z rozkładem. Super…😒 idę dalej mijam garaże, jeden z nich jest otwarty. Zaglądam do środka, widać, że od dawna nikt go nie zamykał i nie wjeżdżał autem. Zostaję więc tu, raczej nikt mnie nie pogoni, jest sucho i nie leje na łeb. Deszcz dudni o blachę, kilka razy grzmi raz mocniej raz słabiej, trwa to może z 40 min. Nagle deszcz ustaje robi się coraz jaśniej, wyglądam z garażu patrzę niebieskie niebo i słońce. Po deszczu, można ruszać!😀
Łąki i lasy pięknie pachną deszczem, w słońcu parują.😊 Jednak te parowanie w powietrzu nie jest jakoś bardzo widoczne i niewiele go widać na zdjęciach. Postanawiam, że sunę na przełaj przez łąki stromo pod górę na Ochodzitą (895 m). W końcu zdobywam szczyt tej bardzo ciekawej góry. Kopulasta, bezleśna, pokryta halami, na których czasem pasą się owce, to wszystko sprawia, że jest niesamowitym punktem widokowym! 😍 Doskonale widoczne są stąd na zachodzie i północnym zachodzie Beskid Morawsko-Śląski i Beskid Śląski, na północnym wschodzie Beskid Mały i Kotlinę Żywiecką, na wschodzie Beskid Żywiecki i Tatry, na południu Małą Fatrę. Nazwa szczytu Ochodzitej wzięła się od słowa obchodzić, gdyż z racji ukształtowania terenu górę zawsze obchodzono. Legenda mówi zaś o tym, że miał tu stać zamek zbójników, którzy napadali na kupców podróżujących szlakiem handlowym. By uniknąć rabunku kupcy obchodzili górę wydłużając sobie drogę. Dziś na Ochodzitej stoi kapliczka i pomnik Jana Pawła II, jest też drewniana „brama” i samotna ławeczka z piękną panoramą, na której chwilę przesiaduję gdy jestem zupełnie sam na szczycie. Potem gdy pojawiają się ludzie postanawiam zejść trochę niżej i położyć się na trawie. Rzucam plecak, otwieram piwo i legam na ziemi. Trawa już prawie sucha po deszczu ani śladu, ja ściągam buty i suszę nogi i grzeję się w słońcu. Nasycam oczy widokiem… pięknie tu, myślę wschód/zachód słońca musi być tutaj niesamowity… to może kiedyś.😊
Troszkę paruje, na horyzoncie Lysa Hora w B. Morawsko-Śląskim |
w kierunku Beskidu Morawsko-Śląskiego |
Panorama w większym rozmiarze: LINK |
Panorama w dużym rozmiarze: LINK |
B. Śląski |
Beskid Śląski |
Beskid Śląski |
Beskid Żywiecki i Tatry |
Beskid Żywiecki i Tatry |
Beskid Żywiecki |
Leży się bardzo przyjemnie, ale czas uciekać po godzinie w końcu trzeba się podnieść. Kilka ostatnich zdjęć i schodzę z Ochodzitej do Koniakowa do karczmy. Stąd wiele osób zaczyna krótki spacer na Ochodzitą. Dalej idę asfaltem, jeden z budynków na murze wypisany ma cytat "Kto się wyrzeka wolności w imię bezpieczeństwa, nie będzie miał ani jednego ani drugiego"… jakie to teraz aktualne…
Gdy schodzę z głównej drogi, na łące pasą się owce, jak ja rzadko spotykam je w Beskidach. Postanawiam odbić na szczyt Koczy Zamek (847 m). Ładna stąd panorama nawet we kierunku Tatr. Stoi tu krzyż oraz pomnik poświęcony poległym żołnierzom AK i Szarym Szeregom. Według legend miał tu stać zameczek obronny, jednak prawdopodobnie były to tylko niewielkie fortyfikacje taborytów – odłamu Husytów z I poł. XV w.
Niebieski szlak wiedzie mnie dalej wąską asfaltówką przez przysiółki, mijam kapliczki, muczące krowy, ciągle są też widoki.
W końcu wchodzę w las i mijam Małą Gańczorkę i zbaczam ze szlaku i wspinam się na skały na szczycie Gańczorki (909 m) po widoki. Dalej mijam jagodziarza z bacówki na Rycerzowej, sam też skubię trochę jagód. Wpadam jeszcze na pomysł by zobaczyć jaskinię na Gańczorce, zbaczam ze szlaku zarośniętą ścieżką by zobaczyć kawałek dziury w skałach. Przy okazji potykam się i rozwalam spodnie na kolanie. 😆
Następnie docieram do Przełęczy pod Koralówką, stąd już niedaleko zielonym szlakiem do chatki studenckiej. Schodzę do Pietraszonki, tutaj kończę dzisiejszą wędrówkę z dystansem 18 km.
Chatka studencka AKT „Pietraszonka” mieści się w starej drewnianej beskidzkiej chałupie na wysokości 800 m w przysiółku Istebnej. Prowadzona jest przez AKT „Watra” przy Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Chatka nie jest typowym schroniskiem górskim, ma kilka pokoi z około 50 miejscami noclegowymi, na dole jest ogólnodostępna kuchnia za zasadą co przynosisz to jesz i jadalnia z kominkiem i gitarami. Wystrój chatki, skrzypiąca podłoga, wszystko w drewnie sprawia, że to miejsce ma świetny klimat. Dziś tu zostaje, płacę symboliczne kilkanaście złotych i mam nawet łóżko i cały pokoik dla siebie.
Wieczór upływa bardzo przyjemnie w atmosferze integracji, rozmów o górach i planach na jutrzejszy dzień. Miało być ognisko, ale na dworze zaczyna lać. Siedzimy więc na dole w sali z kominkiem i huśtawką na sznurkach. Na chacie jest dziś 10 osób, niektórzy idą spać wcześniej. Ogień trzaska za to w kominku, skrzypi podłoga, deszcz szumi za oknem i bębni o dach, w ruch idzie gitara i śpiewniki. Drewniane ściany chaty słuchają wielu piosenek wędrownych… jest klimacik, takiego mi brakowało…😍
„W starej chacie malowany piec
Już niedługo będziesz z niego jeść
Za przełęczą tkany zbożem dom
A cel drogi krętej tak daleko stąd"
.......
„Wędrując skalną krainą
Góry zapisałem wierszem…”
Piosenki zapadły w pamięć tak, że zacząłem ich słuchać i śpiewać po powrocie, polubiłem piosenkę turystyczną, do tej pory jakoś nie słuchałem, nie znałem zbyt tego rodzaju muzyki…😁
Jakoś dobrze po północy w końcu rozchodzimy się do spania. Był plan wstawać i iść gdzieś na wschód słońca, ale ciągle leje i ma lać, więc odpuszczamy.
Relacja dzień 2: TUTAJ
Nie miałem jeszcze okazji spać w tego rodzaju chatce studenckiej, ale mam wrażenie, że one obecnie mają taki klimat dawnego schroniska górskiego.
OdpowiedzUsuńTak, sądzę, że tak. Dotychczas spałem w 3 chatach studenckich, odwiedziłem 4 i w każdej zostałem miło przyjęty. Trafiłem też na fajnych ludzi z którymi można było pogadać, pośpiewać. W schroniskach PTTK czasami bywa z tym różnie, no i ceny już zupełnie inne. Dlatego teraz wędrując będę starał wpadać do takich chatek. :)
Usuń