Jesienny Beskid Śląski i Żywiecki z plecakiem (3): Skalanka, Oźna, Sobański Groń i Sól

Jesienny Beskid Śląski i Żywiecki z plecakiem dzień 3 
15 października 2023 r. 
Schronisko Skalanka - Chatka Skalanka - Oźna - Sobański Groń - Burów Groń - Sól



Jesienny Beskid... dzień 1: LINK
Jesienny Beskid... dzień 2: LINK

Gdy żegnam ekipę forumową mam jeszcze cały dzień przed sobą, trzeba go więc wykorzystać na wędrówkę. Zawracam i mijam schronisko Skalanka i swoje kroki kieruję do nieodległej chatki studenckiej Skalanka. Wędrówkę zaczynam więc od posiadówy… a co mogę! 😜 W Skalance spałem kilka miesięcy wcześniej, pod koniec lipca, i było sympatycznie (relacja w poczekalni), dziś wpadłem tylko na herbatę i pogadać z ludźmi. Chata dopiero budzi się do życia, ja siedzę na tarasie, popijam gorącą herbatkę i gadam z nieznajomymi. Czas jednak ruszać.


 Chłodno dziś, ot prawdziwa jesienna aura, po dwóch poprzednich letnich dniach jest różnica w temperaturze i nie mogę się rozgrzać. Na niebie sporo chmur, aczkolwiek, chwilami błyśnie jakiś promyczek słońca i oświetli kolorowy las. Idę czerwonym szlakiem w kierunku Wielkiej Raczy, ale tylko kawałek, na przełęczy Beskid Graniczny stoi uzbrojone wojsko i policja, pilnują granicy przed imigrantami. Grzeczne dzień dobry i idę dalej… chyba za imigranta mnie nie wzięli. 😜





 Podchodzę pod Beskid Graniczny i tu żegnam się ze szlakiem, dalsza część wędrówki będzie bezszlakowa! W moim planie jest przejście grzbietem przez Oźną aż do Soli, trasę tę częściowo pokonywali kilka miesięcy wcześniej koledzy z forum, z którymi byłem dla zlocie. Zainspirowany ich relacją postanawiam iść tamtędy, jednak wydłużając sobie trasę. Na początku mam problem z wejściem na właściwą drogę, jedna prowadzi jakby prosto na posesję pod dom, inna na łąkę i to tą wybieram, po chwili się kończy. Idę więc na przełaj po trawie, moczę buty po porannych deszczach, ale do drogi w końcu docieram, chyba już właściwej. Wędruję teraz przez zarastające powoli polany pasterskie, na drzewach są już piękne barwy jesieni, a za plecami niebo coraz czarniejsze. Widać smugi deszczu, powiewa chłodnym wilgotnym powietrzem… zaraz mnie złapie.










Gdy wchodzę w gęstszy las, gdzieś tutaj mijam wierzchołek Oźnej (952 m), nie jest oznaczony tabliczką. Schodząc z Oźnej na jednej z widokowych polanek łapie mnie deszcz. Kryję się więc pod drzewami i obserwuje sytuację. Z polany mam piękny widok w dolinę Soły, deszczowe smugi przewalają się przez góry, mam więc chwilę na kontemplację widoków. Deszcz po około 10 minutach przestaje padać, a czarne chmury rozchodzą się… To ruszamy, tzn. nie do końca bo trzeba strzelić parę fotek i pogapić się w dolinkę. Ktoś tutaj postawił sobie domek… ma ładny widok, tyle, że tym domkiem zepsuł dziewiczy krajobraz tego miejsca…









Dochodzę do początku przysiółka Oźna, nie idę jednak dalej, a od razu skręcam, wchodzę na papiesko-loretański szlak. Trasą tą w latach 70. wędrował sam późniejszy Jan Paweł II, a w pobliskiej kaplicy odprawiał mszę świętą. Tak więc święte szlaki. 😉Wychodzę z lasu na kolejną widokową polanę, z traw wystają piękne wielkie kapelusze kani, drzewa barwią się na żółte kolory. Pośrodku stoi okazała wiata, to dziwne, bo okolica jest w zasadzie bezszlakowa. Chciałem w niej odpocząć, ale jest akurat zajęta. Wędruję więc dalej, raz przez las, raz przez widokowe, acz coraz bardziej zarastające polany. Trochę szkoda, że nie prowadzi się tutaj już gospodarki i w niektórych miejscach Beskidów charakterystyczne hale zaczynają zanikać…







Zdobywam wierzchołek Kłokocz (757 m), ciągle przed oczami polany, góry, zagajniki a w dolinie wieś Rycerka Górna. Nogi wiodą mnie krętymi ścieżkami skrajem polany w kierunku dobrze widocznej bacówki na Sobańskim Groniu, wokół drzewa przybierają coraz bardziej żółte barwy. Mijam kapliczkę maryjną, chwilę przysiadam na ławce, ktoś dba o to miejsce. 















Stąd pozostaje mi już kawałek podejścia halą na wierzchołek Sobańskiego Gronia (759 m). Stoi tu niewielka drewniana bacówka, jednak gdy do niej zaglądam… razi mnie w niej stos śmieci… eh… ludzie wszędzie zostawiają syf… Stoi tutaj też kilka „ławeczek” tzn. parę drewnianych klocków i desek na nich. Jeden komplet pożyczam i przestawiam parę metrów dalej w najbardziej widokowe miejsce. Bardzo podoba mi się tutaj i postanawiam, że robię dłuższą przerwę na odpoczynek, jedzenie i kontemplację widoków. Pięknie tu jest, hala, widok na góry, jesienne kolory drzew, dolina z miejscowością, wychodzi nawet słoneczko i cisza… no poza dzwonkami i beczeniem baranów z oddalonej polany.😍 Te sielskie chwilę przerywają mi w pewnym momencie quadowcy, podjeżdżają akurat w to miejsce i gaszą maszyny. Okazują się być nimi miejscowi dziadek z wnukiem. Starszy facet na widok mojego plecaka zaczyna rozmowę, „pewnie ciężko?”, potem standardowe skąd jesteś, skąd/dokąd idziesz itp. wywiązuje się rozmowa, gadamy jakoś 10 minut. Potem ubierają kaski i odjeżdżają. Znów zostaję sam, ale robi mi się zimno i czasu coraz mniej, trzeba ruszać przed siebie. 




syf...










Żegnam Sobański Groń z myślą, że kiedyś tu wrócę. Schodzę, ze szczytu, po lewej w dolinie zabudowania Soli i wijąca się droga ku Baraniej Górze. Po prawej zaś polana, dolina i okazałe szczyty Muńcoła i Praszywki Wielkiej. Kolejny szczyt na trasie to Burów Groń (715 m), tuż za nim dochodzę do niebieskiego szlaku z Soli na Bendoszkę (szedłem nim zaledwie kilka miesięcy wcześniej, śpiąc wtedy w bazie namiotowej na Przysłopie Potóckim – relacja kiedyś).










Stąd pozostało mi już kilka kilometrów do końca wycieczki. Wchodzę na szlak i idę w dół w kierunku Soli. Znów polana, znów słońce i widoczek na okoliczne szczyty i pożółkłe miedze. Widzę też już stację u stóp Baraniej Góry - mój cel, gdzie akurat mijają się pociągi Ostatni krótki przystanek na widoczki, powoli trzeba się z nimi pożegnać, ładnie mienią się w słońcu. 










Schodzę do Soli, potok przekraczam przechodząc mostem kolejowym, nie chcę się zamoczyć w brodzie. W Soli mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Ponieważ była to niedziela wyborów parlamentarnych trzeba było spełnić obywatelski obowiązek. Jako wiedziałem wcześniej, że nie zdążę wrócić do domu do godziny 21 po raz pierwszy skorzystałem z możliwości głosowania poza miejscem zameldowania, załatwiając z gminy stosowne zaświadczenie, które uprawniało mnie do głosowania gdziekolwiek. Moim lokalem wyborczym okazała się szkoła podstawowa w Soli. Poszło sprawnie, komisja spisała moje dane, zabrała zaświadczenie wydała karty, choć wtaczając się do sali gimnastycznej z wielkim plecakiem, w ubłoconych butach i spodniach wzbudziłem lekkie zainteresowanie innych w niedzielnych strojach. 😅


Obowiązek spełniony, opuszczam szkołę, jeszcze szybki sklepik i pędzę na stację PKP w Soli, gdzie kończy się moja dzisiejsza i jednocześnie trzydniowa włóczęga przez Beskidy. Za chwilę podjeżdża pociąg, wsiadam i żegnam Beskidy, potem z przesiadkami w Katowicach, Nędzy i Kędzierzynie docieram w nocy do domu.


I tak zakończyło się moje jesienne włóczenie z plecakiem przez Beskidy. Trzy dni na beskidzkich szlakach uważam za bardzo udane, dwa pierwsze z ładną pogodą, trzeciego było już zimno, jednak ostatecznie miałem duże szczęście do pogody. Wędrówka głównie samotna, choć z akcentami towarzyskimi, szczególnie drugiego dnia gdy spotkałem się na zlocie z ekipą forum „Góry bez granic”. To właśnie dzięki temu wydarzeniu zrodziła się idea tej wycieczki, tyle tylko, że sobie znacznie wydłużyłem wypad. 😁 Było też trochę nowości, nowe szlaki i zupełnie nowy odcinek bezszlakowy przez Oźną, który bardzo mi się spodobał! 
Ta jesienna wędrówka to też swego rodzaju pewne zakończenie jakiegoś etapu. Był to ostatni wypad z plecakiem w 2023 r, ostatni w Beskidy w 2023 r. Przede wszystkim jednak ostatni wypad w góry ze statusem studenckim, bo ostatni bilet na pociąg ze zniżką studencką był ten powrotny z Soli. Tak więc mógłbym powiedzieć, że etap studenckich wędrówek mam już zakończony. Ale spokojnie… to nie zakończenie kariery bo na beskidzkie szlaki z plecakiem ruszyłem już w styczniu 2024 r. Teraz jeszcze jakby tylko się bardziej chciało pisać relacje... 😂

MAPA TRASY: 
Odległość: 14,5 km


Jesienny Beskid... dzień 1: LINK
Jesienny Beskid... dzień 2: LINK

KONIEC...

3 komentarze:

  1. Bardzo żałuję, że Ty, Wiolcia bardzo rzadko piszecie relacje. Macie na prawdę sporo wycieczek i opis ich przejść to bardzo ciekawa lektura w dobie gdy większość woli wrzucić szybko zdjęcia na fejsa...
    Sama wycieczka fajna, choć nie ukrywam, że miałem nadzieję iż to jakaś nowość a nie odgrzewany kotlet ( ;) ) z przed roku ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ostatnio odszedłem totalnie od pisania takich relacji. Trochę brak czasu, chęci, a po pracy wolę wyskoczyć na rower czy na Kopę niż dalej klikać w komputer. Idzie zima, chciałbym teraz więcej czasu poświęcić relacjom i zdjeciom. Zobaczymy co z tego wyjdzie. Też trochę ubolewam, że zaniedbałem się.
      Takich starych "kotletów" to mam sporo, ale to były fajne wycieczki. Z tego lata też mogłoby powstać parę wpisów.
      Zobaczymy, dzięki za słowo! 😁

      Usuń
  2. Wpis fajny i mi nie przeszkadza, że sprzed roku. U mnie większość takich wpada.

    Ta chata na Sobańskim Groniu była otwarta? Bo widziałem informację sprzed dwóch lat chyba, że była zamknięta.
    To ostatni studencki przejazd pociągiem za Tobą? To teraz przed Tobą więcej pieniędzy, a mniej czasu na wyjazdy by je wydawać, jak to się mówi ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Góry Opawskie , Blogger